GSS - dzień siódmy (13. VIII)

Schronisko Na Śnieżniku – Przełęcz Spalona 8h 00min

Schronisko PTTK Na Śnieżniku – właściwie schronisko na Hali pod Śnieżnikiem (1218 m n.p.m.) – jest najstarszym tego typu obiektem na ziemiach polskich. Powstało w 1871 roku na zamówienie Marianny Orańskiej, która sprowadziła pod Śnieżnik Szwajcara, by ów postawił tam szwajcarkę – budynek w stylu charakterystycznym dla architektury ludowej w dolinach alpejskich. Drewniane budowle miały dwuspadowe dachy o kącie nachylenia 25-30 stopni, ze zdobieniami na końcach krokwi i płatwi, oraz balkony na ścianach bocznych (niekiedy także frontowych). Z ówczesnego wyglądu schroniska do dziś niewiele ocalało.

W jednym z rozdziałów monumentalnego dzieła Krzysztofa Mazurskiego Historia turystyki sudeckiej (Kraków 2012) przedrukowano tabelę zawierającą informacje na temat schronisk sudeckich do 1945 roku (źródło: Marek Staffa, Dobór obiektywnych kryteriów lokalizacji i programowania schronisk górskich na przykładzie Sudetów, praca doktorska obroniona na Politechnice Wrocławskiej, 1973). Co ciekawe, w zestawieniu tym czas powstania obiektu Pod Śnieżnikiem (przyjęta obecnie nazwa: Na Śnieżniku) określono na rok 1850, a budynek usytuowano na wysokości 1286 m n.p.m. Są to nieścisłości, które trudno wytłumaczyć.

W dawnych czasach na Hali pod Śnieżnikiem hodowano krowy i wytwarzano sery, ale w schroniskowej kuchni przypuszczalnie królowały – trafiające w pruski gust – piwo i frankfurterki. W Historii turystyki sudeckiej znaleźliśmy anegdotę o Franzu Himmelu, dzierżawcy szwajcarki pod Śnieżnikiem, który podkupiony został przez austriacką konkurencję, inicjatorów budowy schroniska im. Liechtensteina po czeskiej stronie Śnieżnika (nieco powyżej źródła Morawy na wysokości 1380 m n.p.m. zachowały się dziś jedynie jego fundamenty). Warunkiem umowy z gospodarzem było odstąpienie od uważanej przez Austriaków za niesmaczną kuchni pruskiej – od piwa i frankfurterek – na rzecz rodzimej, w której dominowała kultura wina.








W XXI wieku schronisko Na Śnieżniku otrzymało imię Zbigniewa Fastnachta, od 1982 roku współdzierżawcy, od 1983 zaś samodzielnego dzierżawcy obiektu. Obecnie (od 2001 r.) o podniebienia i wygodę turystów troszczy się syn patrona – Jacek. Schronisko wygląda teraz dużo lepiej niż jeszcze w 2012 roku (zdjęcia już nieaktualne – ale jaki autentyk!), przeprowadzono gruntowny remont budynku – zarówno ścian zewnętrznych, jak i pokoi.






Po remoncie...



Wstaliśmy skoro świt z zamiarem wyjścia nieco wcześniej niż zwykle. Schronisko udało się jednak pożegnać dopiero o 7.20, sporo czasu zmitrężyliśmy, szykując wrzątek na zupki, herbatę i kawę. Tego poranka dokonaliśmy cennego spostrzeżenia: woda gotuje się sama i nie trzeba jej popędzać – w tym czasie można poskładać śpiwory, spakować plecaki, będzie dwa razy szybciej…

Zauroczeni okolicą pewni jesteśmy, że jeszcze do schroniska im. Zbigniewa Fastnachta wrócimy.


Ruszyliśmy z kopyta. Rześko, widoki – nie pierwszy raz mieliśmy takie wrażenie – jak w dolinach tatrzańskich, nic, tylko iść. Pół godziny później zdajemy sobie sprawę, że meldując się poprzedniego dnia, zostawiliśmy dowód żonie dzierżawcy. Jakże radosny jest tak nieoczekiwany powrót do schroniska! Spod Kozich Skał na Halę pod Śnieżnikiem i z powrotem – nie więcej niż 40 minut galopem! (Ale bez plecaka! W przyzwoitym małżeństwie występuje bowiem podział ról: jedno biegnie pod górę, drugie pilnuje bagaży.) Tę przebieżkę da się zresztą odczuć dopiero wieczorem.

Odcinek Orłowicza między Halą pod Śnieżnikiem a Międzygórzem może przypominać zielony szlak w Dolinie Roztoki. Kilkanaście miesięcy później przekonamy się, że to nie jedyna tatrzańska analogia w Masywie Śnieżnika. Łatwo wrócić pamięcią w doliny Tatr Wysokich, gdy wędrujemy ku Śnieżnikowi po morawskiej stronie masywu. Żółty szlak z Dolnej Morawy to jedno z ładniejszych przejść w tej części Sudetów.

Z kolei Międzygórze jest jedną z najbardziej urokliwych osad w całych Sudetach, duże wrażenie robi zwłaszcza jej uporządkowana i jednolita architektura willowa. 


Na uwagę zasługuje drewniany kościół p.w. św. Józefa Oblubieńca NMP z 1742 r. 


Jak podają „Nasze Sudety”, w jego barokowym wnętrzu znajdują się rzeźby Michaela Ignatiusa Klahra (syna Michaela) z końca XVIII stulecia, a także obraz patrona pędzla Hieronima Richtera, dziewiętnastowiecznego kłodzkiego malarza, autora dzieł sztuki sakralnej m.in. w Paczkowie, Bystrzycy Kłodzkiej, Lewinie Kłodzkim, Nowej Rudzie i Sobieszowie. Obrazy Richtera zobaczymy jeszcze tego samego dnia w sanktuarium MB Śnieżnej na Iglicznej.

Po drodze na Górę Igliczną mijamy rezerwat Wodospad Wilczki. Teren wokół „wodogrzmotu” jako pierwsza zagospodarowała podobno Marianna Orańska. Przy okazji warto wspomnieć o Szlaku Marianny Orańskiej, który w 2011 roku połączył miejscowości pogranicza polsko-czeskiego związane z postacią królewny niderlandzkiej. Liczy on około 200 km i przebiega przez: Ząbkowice Śląskie, Kamieniec Ząbkowicki, Złoty Stok, Lądek Zdrój, Stronie Śląskie, Staré Mĕsto, Králíky, Międzylesie, Międzygórze, Javorník, Bílą Vodę. Liczne ślady obecności i działania Marianny Orańskiej zwięźle przedstawia strona: www.mariannaoranska.eu/pl/szlak/obiekty.html.

Z Międzygórza do sanktuarium idziemy niespełna godzinę. Barokowa świątynia na Górze Iglicznej pełni funkcje sakralne od 1782 roku. Pielgrzymi nawiedzają to miejsce dla lipowej płaskorzeźby Matki Boskiej z Dzieciątkiem, kopii cudownej figury z Mariazell w Austrii (więcej o sanktuarium na stronie: www.mariasniezna.pl). Na stoku góry znajduje się też małe schronisko prywatne (dawniej PTTK pod nazwą Maria Śnieżna), oferujące 19 miejsc noclegowych.
O ile szlak ze Śnieżnika na Igliczną oznaczony został wzorowo, o tyle zejście z Iglicznej jest już kłopotliwe. Początkowo podążamy trzema szlakami: żółtym, zielonym i czerwonym – po pięciu minutach powinniśmy dojść do ich rozwidlenia. Łatwo znaleźć rozchodzące się znaki żółte i zielone, czerwonych po prostu nie ma. Po dłuższych poszukiwaniach postanawiamy wrócić w okolice świątyni i żółtym szlakiem, stromą ścieżką zejść w stronę Marianówki. Po mniej więcej trzydziestu minutach wracamy na GSS, zaraz potem zaczynamy domyślać się przyczyny braku oznaczeń w tym rejonie. 


„Recykling puszkowy” – tak nazwaliśmy tę technikę znakowania. Drzewo rośnie, blaszka odpada.


Między Marianówką a Wilkanowem należy wzmóc czujność na łączce z ulami. Czerwone znaki prowadzą wokół pasieki, można więc przyjąć, że są to dwa alternatywne jej obejścia. By nie chodzić w kółko, za ulami kierujemy się ostro w prawo, w lasek. Po wyjściu spomiędzy drzew – w zasięgu wzroku mamy Wilkanów. 



Orłowicz wiedzie nas obok pozostałości okazałego niegdyś siedemnastowiecznego pałacu. Należał on do hrabiowskiego rodu von Althann, po wojnie użytkowany (i dewastowany) był przez PGR. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych.


Wąskim asfaltem zdążamy do ruchliwej drogi krajowej nr 33 z Kłodzka do Boboszowa. Przekraczamy ją – a 10 minut później, około 200 m po wyjściu z lasu skręcamy w prawo w ledwie widoczną ścieżkę między drzewami. Bardzo rzadkie oznakowania, brak informacji o konieczności zmiany kierunku – warto posłużyć się mapą. Praktycznie od Iglicznej do Długopola-Zdroju szlak jest źle oznaczony, zarośnięty, zaniedbany.

Do Długopola wchodzimy – właściwie schodzimy ze wzniesienia nad stacją kolejową. Następnie znaki prowadzą asfaltową dróżką ze stacji do centralnej części miejscowości. To ostatnia szansa, by jeszcze przed schroniskiem kupić prowiant. Za kawiarnią o zobowiązującej nazwie Teatralna skręcamy w lewo – od razu za budynkiem pod górę – w zarośla, z których wyłoni się polna droga wiodąca do Ponikwy. Chlubą wioski jest kościół p.w. św. Józefa Robotnika z początku XVIII wieku z ołtarzem wykonanym przez Michaela Ignatiusa Klahra. 


Ostatni rzut oka na Masyw Śnieżnika. Przed nami wał Gór Bystrzyckich. Opuszczając Ponikwę, wchodzimy na teren dawnej kolonii Sowina, po której dziś pozostały jedynie szczątki zabudowań mieszkalnych i gospodarczych. 


Polna droga ginie w wysokich na półtora metra trawach. Przedzieramy się przez nie, a zaraz potem pniemy dość ostro w górę. Zmęczeni donosimy plecaki do drogi nr 389. Jeszcze 4,5 km marszu Autostradą Sudecką i zakończymy dzień w schronisku PTTK Jagodna, krzepiąc się „pokusą leśniczego” i zimnym Opatem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz