GSS - Dzień czwarty (10.VIII)



Kałków – Paczków 7h 15min

Tego poranka znów wychodzimy przed południem – o 7.55. Trudno nam się pożegnać z Rodziną Górskich. Spodziewamy się też najmniej forsownego dnia wyprawy: dużo asfaltów, płasko, żadnych podejść i zejść, na dodatek zapowiada się dobra pogoda. Po drodze sporo wsi i sklepów, nie musieliśmy nosić zapasów wody na pokładzie. Chcemy jednak zakotwiczyć w Paczkowie możliwie szybko (na popołudnie zaplanowaliśmy zwiedzanie miasta), więc – kije ostro w ruch. Tu i ówdzie widujemy zabytkowe budowle, trochę żałując, że nie wszystkim możemy poświęcić tyle uwagi, na ile zasługują. W samym Kałkowie warto zatrzymać się przy kościele p.w. Narodzenia NMP (do pocz. XVI wieku p.w. św. Jerzego), pochodzącym najprawdopodobniej z połowy XIII stulecia.


Świątynia wzniesiona na planie krzyża w stylu romańskim z gotyckimi portalami i sklepieniami krzyżowo-żebrowymi miała początkowo także charakter obronny. Wielokrotnie przebudowywana – nie zawsze rozsądnie i z korzyścią dla siebie, o czym można przeczytać na stronie parafii (http://www.kalkow.pl/parafia/historiapar.htm) – wyróżnia się nie tylko dość rzadko spotykaną bryłą – niewiele budowli romańskich, zwłaszcza w tak dobrym stanie, zachowało się na Opolszczyźnie (dla porównania: w Głuchołazach kościół parafialny p.w. św. Wawrzyńca z ok. 1250 r. przebudowany został w stylu barokowym w XVIII w., neobarokowe hełmy dodano zaś na pocz. XX w.; o jego romańskiej przeszłości świadczy już tylko frontowa ściana z wieżami) – ale i freskami z XIV, XV i XVII w., dopiero w 1931 roku odsłoniętymi spod warstw tynku, którymi je pokryto.
Z Kałkowa podążamy drogą asfaltową do Piotrowic Nyskich (2,5 km). W Piotrowicach mijamy pałac z XVII wieku, należący dziś do – i rewitalizowany przez – państwa Partonów (Jim Parton jest Anglikiem i, jak wieść gminna niesie, pisarzem, współautorem biograficznego dziełka o muzyku Robbiem Williamsie). Co ciekawe, istnieje możliwość przenocowania w obiekcie – jeśli wierzyć lakonicznej notce na stronie internetowej pałacu.


W dalszym ciągu idziemy asfaltem – do Krakówkowic. Tuż za wsią skręcamy w lewo w pierwszą polną dróżkę. O silnym na Ziemi Nyskiej kulcie maryjnym przypominają liczne kapliczki, często znacznych rozmiarów, murowane, pamiętające czasy przedwojenne.

 
Na horyzoncie Rychlebské Hory.

 
Od Ratnowic dzieli nas jeszcze półtora kilometra, chcemy zatrzymać się tam na przerwę śniadaniową. Odpoczynkowi we wsi sprzyjają zadaszone ławki, obszerne i wygodne, mogłaby w nich biesiadować cała populacja ratnowiczan. Po przeciwnej stronie ulicy znajduje się sklep, wówczas nie najlepiej zaopatrzony.

Posileni wracamy na szlak. Z czerwonym pieszym łączy się niebieski rowerowy, szeroką polną drogą wiodą one do Trzeboszowic. Trzeboszowice to spora, przeszło siedemsetletnia wieś położona nad rzeką Raczyną, prawobrzeżnym dopływem Nysy Kłodzkiej. Oprócz sklepów znajdziemy tu restaurację, a w razie potrzeby nocleg. Czerwone znaki często porozmieszczane na słupach i, niestety, wielokrotnie pozaklejane ogłoszeniami. Przekraczamy Raczynę, za mostem idziemy wzdłuż rzeki, po chwili kończy się asfalt i znowu wchodzimy w polną drogę, tym razem do Ujeźdźca. Każdą z miejscowości: Piotrowice, Ratnowice, Trzeboszowice, Ujeździec, następnie Lisie Kąty, Unikowice – od poprzedniej wsi dzieli podobna odległość, około 3 km, co znacznie ułatwia i urozmaica marsz (płaskie odcinki są dzięki temu mniej dolegliwe niż poprzedniego dnia). Trudno mieć też poważniejsze zastrzeżenia do oznakowania szlaku, w dodatku wychodząc z jednej osady, kolejną mamy już w zasięgu wzroku.








Ujeździec okazał się największym zaskoczeniem
w programie dnia. Powodem renesansowy pałac
z 1595 roku, wybudowany przez biskupa wrocławskiego Andreasa Jerina. W posiadaniu
rodziny von Jerin dwór pozostawał do końca
II wojny światowej. 



 








Zabytek, choć niezwykle cenny, niszczeje.
Historia – po 1945 r. – nie obeszła się z nim łaskawie.










To, co udało nam się sfotografować, nie świadczy najlepiej także o obecnych administratorach budynku. Nie ma sensu silić się na komentarz.



 

W Lisich Kątach zachowały się ruiny renesansowego dworu z tych samych lat co pałac w Ujeźdźcu – jednak w XIX wieku przebudowanego w stylu dość dziwnym, zbliżonym do neogotyckiego (o jego dawnej renesansowej architekturze można dziś tylko przeczytać). Z kolei w Unikowicach, wsi położonej właściwie na przedmieściach Paczkowa, nad rzeką Tarnawką, na uwagę zasługuje kaplica p.w. Świętej Trójcy z 1774 roku oraz krzyż pokutny, którego powstanie datuje się – jeśli ufać standardowej tabliczce (na zdjęciu) – na okres XIV-XVI wieku.


Unikowice dzieli od Paczkowa bardzo ruchliwa droga krajowa nr 46, a jej przekroczenie może okazać się kłopotliwe (na skrzyżowaniu brakuje sygnalizacji świetlnej) zarówno dla piechurów, jak i rowerzystów (na granicy Unikowic czerwony szlak pieszy łączy się z zielonym rowerowym). Po sforsowaniu ostatniej przeszkody doszliśmy do przekonania, że – pogodę naszych myśli popsuć mógł już tylko jeden frasunek. Czym prędzej wyruszyliśmy więc na poszukiwanie noclegu. Czasu ubywało, a Paczków z bliska nijak ma się do miasta z leciwej a ponurej przepowiedni: „Zostaniesz starą panną i pójdziesz do Paczkowa wieże myć” (…ze śladów po frywolnych kawkach; cytat pochodzi ze strony www.paczkow.info). Dziś wieże w stanie nienagannym, a starówka swoim klimatem bije na głowę popularne miejscowości o turystycznej renomie…























Im bliżej do Rynku – czerwone znaki prowadzą m.in. ulicą Sienkiewicza, przez Rynek, ulicą Pocztową, nie schodząc ze szlaku mija się właściwie wszystkie najważniejsze zabytki Paczkowa – tym łatwiej o kogoś, kto mógłby ułagodzić nasze zafrasowanie. Sympatyczna starsza pani w berecie radzi zapukać do oo. Redemptorystów, którzy ponoć remontują w mieście swój dom pielgrzyma. Sprawdziliśmy, ojcowie nie udzielają jednak noclegu pielgrzymom, atoli skwapliwie (i z pomysłem) odsyłają do Muzeum Gazownictwa, które z kolei chętnie noclegi oferuje. Muzeum dysponuje 10 miejscami w 4 pokojach, komfortowo wyposażonych (i niedrogich). Niestety, wówczas wszystkie były zajęte. Niepocieszeni szukaliśmy dalej. W potrzebie i rzęsistym deszczu ścieżki się prostują – pamięć podsunęła nam hotel Hawex, którego nazwa pojawiała się w bazach noclegowych sudeckich łazików. Wypytawszy przechodniów o jego położenie, pędem ruszyliśmy na Daszyńskiego. I tu brakło wolnych pokoi. O dziwo, Właścicieli pensjonatu nie zniechęciła intensywna woń turysty, okurzone buty i kije tudzież z trudem mieszczące się w drzwiach plecaki. Nie do wiary, że zaproponowali nam – niemal za darmo – własny, pachnący świeżą farbą i jeszcze niezamieszkany apartament. Po prysznicu mogliśmy wreszcie poprzyglądać się z bliska zabytkom Paczkowa.

Było co oglądać. Oprócz istniejącego od początku lat dziewięćdziesiątych Muzeum Gazownictwa (przy Pocztowej), którego zabudowania od 1902 do 1977 roku pełniły funkcję gazowni miejskiej, w Paczkowie – mieście lokowanym w roku 1254 – na uwagę zasługują średniowieczne mury obronne (z XIV w.) z Wieżą Wrocławską, Wieżą Kłodzką i Ząbkowicką oraz Bramą Nyską, renesansowy szesnastowieczny Ratusz i warowny kościół p.w. św. Jana Ewangelisty.

 
Murami obronnymi i plantami byliśmy zachwyceni, przypominały nam Barbakan w Krakowie, tylko w mniejszej skali. Wychodząc z Rynku ulicą Wojska Polskiego (przez Bramę Nyską) w zasięgu wzroku mieliśmy Dom Kata – zbudowany w XVIII stuleciu w technologii muru pruskiego. Obecnie mieści się tam Centrum Informacji Turystycznej. Najpotężniejsza z wież – Wrocławska (mierząca ok. 30 m) – służy obecnie za punkt widokowy i udostępniana jest zwiedzającym od poniedziałku do soboty w godz. 6.00-18.00 (w niedziele: 9.00-16.00; w sezonie zimowym: 9.00-15.00).

Prawdopodobnie najciekawszy z paczkowskich zabytków, kościół św. Jana Ewangelisty zaczęto budować w połowie XIV stulecia, a swój unikatowy warowny charakter zawdzięcza on przebudowie w XVI wieku.


Inkastelacja wymuszona była zagrożeniem najazdami tureckimi. Wówczas m.in. zlikwidowano strzelisty gotycki dach, powstała też attyka w kształcie tzw. jaskółczych ogonów.






















Nie możemy sobie darować, że nie udało się nam dostać do środka świątyni. Zostawiając najlepsze na koniec, nie przewidzieliśmy, że zaraz po wieczornym nabożeństwie kościół zostanie zamknięty. Po powrocie do Haweksu zgodnie postanowiliśmy, że do Prudnika i Paczkowa jeszcze wrócimy. Może na rowerach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz