Prudnik – Wieszczyna 3h 40’
Dzień pierwszy. Wychodzimy z Prudnika, ale wyjechać musimy z
Wrocławia – z przesiadkami w Brzegu (do Nysy) i w Nysie (do Prudnika). 117km
koleją, nieco ponad dwie godziny jazdy, niemal drugie tyle oczekiwania na
skomunikowanie. Nie ma tego złego… Na drugim postoju sprawdziliśmy działanie
nowej (pierwszej!) kuchenki turystycznej. Sukces!
W Prudniku wysiadamy o 11.30. Naprzeciwko budynku stacyjnego
tablica informująca o odległości dzielącej nas od Świeradowa Zdroju – czerwonym
szlakiem 112 godzin. Pierwsze zaskoczenie. Według map powinniśmy iść
kilkanaście godzin dłużej. Jak się później okazało, zsumowane czasy dziennych
przejść (liczone po kierunkowskazach na szlaku) nie różniły się od naszych
obliczeń. Przejście Głównego Szlaku Sudeckiego im. Mieczysława Orłowicza – z
Prudnika do Świeradowa Zdroju – zajmuje 125 godzin i 20 minut.
Wybierając ten kierunek, sądziliśmy, że będzie on ciekawszy
i bardziej motywujący niż przeciwny. Mieliśmy zacząć od niższych Gór Opawskich,
Złotych, tuż przed połową wyprawy dotrzeć do Masywu Śnieżnika, a skończyć na
dobrze nam znanych i bliskich Karkonoszach i Izerach. Uprzedzając zakończenie –
gdybyśmy szli czerwonym szlakiem raz jeszcze, wybralibyśmy ten sam wariant,
także z innych powodów. Wyłaniający się tu i ówdzie zarys najwyższych pasm sudeckich
zachęca do wysiłku, a w trasie mimowolnie wypatrujemy (kolejno) dwóch
kulminacji terenu. Choć szczyty obu gór leżą poza szlakiem, pewnie dla wielu Orłowicz
bez Śnieżnika i Śnieżki byłby bez soli. Co ważniejsze jednak, chyba rozsądniej
jest kończyć przejście dobrze oznakowanymi, świetnie utrzymanymi karkonosko-izerskimi
odcinkami szlaku, które – przynajmniej porą wiosenno-letnią – są po prostu
łatwiejsze do pokonania. Zwłaszcza gdy po połowie drogi dają się już odczuć
pierwsze drobne urazy. Start z samego Prudnika był oczywiście (bardzo fortunnym
skądinąd!) następstwem wydłużenia przed kilkoma laty przebiegu GSS o przeszło
osiemdziesięciokilometrowy etap z – lub, w tym przypadku, do – Paczkowa.
(Zmiana ta wywoływała swego czasu pewne kontrowersje, można o nich przeczytać w
wyczerpującym i fachowo napisanym artykule Andrzeja Derenia w „Tygodniku
Prudnickim” – wersja elektroniczna: www.tygodnikprudnicki.pl/1,7444,0,9.html)
Ze stacji kolejowej w Prudniku udajemy się w kierunku Parku
Miejskiego, mijając po drodze główną siedzibę Muzeum Ziemi Prudnickiej (jak się
dowiadujemy, mieściły się tu niegdyś arsenał, zakład karny, wieża ciśnień i więzienie
gestapo), Ratusz oraz basen kąpielowy (dawną Łaźnię Miejską z 1906 roku).
Nieopodal szlaku znajduje się warta uwagi Wieża Woka, zwana
też Wieżą Pogańską, powstała w 1259 roku (niektóre interpretacje dość skąpych
źródeł historycznych wskazują nawet na rok 1255), jedna z najstarszych tego
typu warowni na Opolszczyźnie. Jest ona pozostałością po XIII-wiecznym zamku
zbudowanym przez czeskiego możnowładcę, powiernika króla Czech Przemysła
Ottokara II, Woka z Rosenberga. (Wejście na Wieżę w soboty od 1.V do 30.IX w
godz. 10:00-16:00; od wtorku do piątku w godz. 8:00-16:00 – po skontaktowaniu
się z Muzeum, tel. 77 406 80 60; w pozostałych miesiącach – po uzgodnieniu
telefonicznym.)
W Parku Miejskim, powstałym staraniem Towarzystwa
Upiększania Miasta w 1880 roku, mijamy pawilon muzyczny z roku 1887.
O osobliwej a bogatej historii Parku i pawilonu można
przeczytać w tym artykule: www.miejsca-tajemne.pl/index.php/pl/magazyn-9/miejscowosci-10/4-o-parku-prudnickim.
Pozostawiwszy za sobą pawilon idziemy wzdłuż boisk, za
którymi skręcamy lekko w lewo (pilnujemy szlaku, oznaczenia niezbyt czytelne).
Opuszczając Prudnik przechodzimy przez niewielkie blokowisko, następnie
maszerujemy asfaltową drogą prowadzącą w kierunku Koziej Góry. (Pod jednym z
bloków sympatyczny kudłaty jegomość zaprasza nas na celebrę 85. rocznicy
powstania schroniska PTTK Pod Biskupią Kopą – 11.VIII.) Mijamy Lipy, dawny
folwark miejski, i kapliczkę św. Antoniego, nieco dalej (po lewej) punkt
widokowy.
Od kapliczki do sanktuarium św. Józefa szlak znowu nie najlepiej
oznakowany, pilnujemy asfaltu (mapa). Kończy się twarda nawierzchnia, wchodzimy
do Lasu Prudnickiego (gdzie czerwony szlak łączy się z niebieskim). Po chwili
docieramy do sanktuarium i klasztoru oo. franciszkanów (pierwsi przybyli tu z
Saksonii w 1852 roku).
Od 6.X 1954 r. do 28.X 1955 r. w budynku klasztornym
więziony był Stefan Wyszyński. Z wyjątkiem celi Prymasa (i sali audiowizualnej)
klasztor nie jest udostępniany zwiedzającym. Na dziedzińcu sanktuarium zwraca uwagę
pochodząca z roku 1903 „Grota Lourdzka” (można się też spotkać ze spolszczoną
pisownią: „Grota Lurdzka”), wybudowana ze skał sprowadzonych z okolic Arden w
Nadrenii. Nieopodal znajduje się cmentarz zakonny z końca I wojny światowej,
dziś całkowicie ogrodzony i, niestety, zamknięty.
Przechodzimy pod Świętą Górą, szlaki czerwony i niebieski
już się rozeszły, ponownie zetkną się na moment na Kobylicy (399m), na której w
1911 roku postawiono granitowy obelisk upamiętniający Josepha von Eichendorffa,
niemieckiego poetę romantycznego.
Pod Kobylicą dostrzegamy dawne wyrobisko,
zwane Żabim Oczkiem. Orłowicz wiedzie nas do wsi Dębowiec, skąd podchodzimy pod
Długotę (457m), najwyższe wzniesienie wschodniej części Parku Krajobrazowego
Gór Opawskich. W Wieszczynie, kolejnej napotkanej miejscowości – nie w
Pokrzywnej, pierwsze odstępstwo od planu – postanawiamy zanocować, oczywiście
pod namiotem. Zachęcają nas do tego równo przycięta murawa wokół Szkolnego
Schroniska Młodzieżowego (filia SSM w Prudniku) – i nadciągające w szybkim
tempie chmury burzowe. Pan Józef Michalczewski, kierownik ośrodka, w dwanaście
sekund koi nasze spartańskie tęsknoty. Nocujemy pod dachem. W świeżo i z gustem
wyremontowanym budynku, w przestronnym i czyściutkim pokoju z łazienką, jakiej
nikt nie powstydziłby się we własnym domu. Z dostępem do kuchni (jak wyżej). Ze
spontanicznie przez Kierownika przyniesioną suszarką na bieliznę. Z połową
bochenka, którym Pan Józef podzielił się z nami, widząc, że nie mamy jeszcze
(lub – już) zapasu prowiantu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz