GSS - dzień szósty (12. VIII)

Lądek Zdrój – Śnieżnik – Schronisko Na Śnieżniku 7h 25min



Noc spędziliśmy w pachnącej pościeli w popularnym – i, jak na to miasto, niedrogim – lądeckim hotelu. Cena za nocleg (niech pozostanie tajemnicą handlową) nie była wyższa niż opłata za łóżka w tatrzańskich schroniskach. Z braku czasu nawet nie zajrzeliśmy do części zdrojowej kurortu, zależało nam na kwaterze możliwie blisko Orłowicza. Patron wyprawy najwyraźniej zadbał też o aprowizację: po sąsiedzku mieliśmy dyskont z prehistorycznym gadem w nazwie. (Niejednokrotnie przekonaliśmy się, że czasami warto dołożyć kilka złotych do noclegu, żeby z kolei więcej oszczędzić na zaopatrzeniu – przestronny aneks kuchenny w hoteliku sprzyjał wykwintnym kulinarnym eksperymentom z ruskimi pierogami.) Gościnne progi opuszczamy o 7.00 i zmierzamy do Rynku. Przed nami jeden z bardziej malowniczych odcinków Głównego Szlaku Sudeckiego, więc w pośpiechu fotografujemy zabytki wokół Ratusza, neorenesansowego gmachu z 1872 roku.



Wzniesiono go w miejscu poprzednich budowli – renesansowej, barokowej i klasycystycznej – wszystkie zniszczone zostały przez pożary.

Lądek Zdrój chlubi się jednym z najwybitniejszych artystów śląskiego baroku, Michaelem Klahrem (Starszym), twórcą sąsiadującej z Ratuszem grupy wotywnej wyrzeźbionej w piaskowcu w latach 1739-1741.



Klahr był zarazem właścicielem jednej spośród kilku renesansowych i barokowych kamienic usytuowanych na zachodniej i północnej pierzei lądeckiego Rynku. Dziś w budynku mieści się Galeria Muzealna imienia rzeźbiarza – w niej między innymi stała ekspozycja poświęcona historii miasta – oraz Punkt Informacji Turystycznej. 




Michael Klahr przybył do Lądka z Kłodzka w roku 1724, jubileuszowa tablica upamiętnia daty jego urodzin i śmierci. Spod dłuta artysty wyszła figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem, umieszczona nad portalem kamienicy. Nad pomyślnością przekraczających próg domostwa czuwa zaś Oko Opatrzności.
Na marginesie wypada jeszcze wspomnieć o Szlaku Kurierów Solidarności, którego znaki pojawiły się w 2010 roku między Lądkiem a granicą polsko-czeską. Niespełna dwukilometrowy (oznaczony) odcinek ma przypominać o współpracy przedstawicieli opozycji demokratycznej polskiej i czechosłowackiej. Niewiele o Szlaku da się przeczytać w mediach, które to przedsięwzięcie opisywały – w notach o nim dominuje zazwyczaj urzędniczo-polityczna nowomowa (zacne „Nasze Sudety” dają jej wzorcowy przykład:
http://www.naszesudety.pl/?p=artykulyShow&iArtykul=7906). Nieco lepiej o przebiegu Szlaku Kurierów informuje Telewizja Kłodzka – głosem (wywiadowanego w nagraniu) dawnego kuriera, Zdzisława Dumańskiego: http://www.tvklodzko.pl/telewizja/ladek-zdroj/933-szlak-ku-wolnoci.html.

Orłowicz ma inny przebieg niż Szlak Kurierów Solidarności, dlatego tym razem nie skorzystaliśmy z lekcji historii. Przed nami ponad siedem godzin marszu głównie pod górę i, jak się rzekło, jeden z ładniejszych sudeckich masywów, zatem – w drogę. Z miasta wychodzimy ulicą Kłodzką, tuż za stacją benzynową skręcamy w lewo (na zdjęciu – w oddaleniu – Góry Bystrzyckie).



Dukt bardzo wyraźny, niemal do samych Kątów Bystrzyckich. Nad wsią szlak nieco zarośnięty, lecz mimo wszystko dobrze widoczny. Dobrze widoczna jest też – charakterystyczna dla terenów sudeckich – fioletowo-żółta roślina o wdzięcznej nazwie: pszeniec gajowy.



Lada moment wejdziemy w gęsty las Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego. Zanim jednak opuścimy niewielkie Kąty Bystrzyckie, powinniśmy zwrócić uwagę na późnogotycki kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej z pierwszej połowy XVI wieku – jego barokowy hełm dostrzegamy schodząc Orłowiczem do wsi. Przy świątyni znajduje się tablica opisująca Szlak Błogosławionego Księdza Gerharda Hirschfeldera, zwanego niemieckim Popiełuszką, zamordowanego w Dachau, a wyniesionego na ołtarze przez Benedykta XVI w 2010 roku. Szlak, oznaczony pomarańczowym łacińskim krzyżem w literze H na białym tle, prowadzi m.in. przez Kłodzko, Sanktuarium MB Śnieżnej na Iglicznej, Kąty Bystrzyckie, Bystrzycę Kłodzką, Wambierzyce i Kudowę-Czermną. Kościół św. Katarzyny w Kątach uchodzi za jedną z najstarszych budowli sakralnych na Ziemi Kłodzkiej. W swoim wnętrzu skrywa – częściowo odsłonięte podczas remontu przeprowadzanego w pierwszych latach obecnego wieku – gotyckie polichromie. W świątyni (na ambonie) zachowały się też barokowe rzeźby autorstwa Michaela Klahra, przeniesione z ambony kościoła w Krosnowicach Kłodzkich.

Mniej więcej
2 km przed wsią oznaczenia GSS zbiegają się z czerwonymi znakami rowerowymi, szlaki te rozejdą się dopiero na Przełęczy Pod Chłopkiem. Drogę asfaltową doprowadzono do ostatnich zabudowań w Kątach, dalej maszerujemy szerokim leśnym duktem. Należy zachować czujność w miejscu przecinki 10 minut za Przełączą Pod Chłopkiem, wycięto tam drzewa z oznaczeniami szlaku – na rozwidleniu dróg trzeba wybrać ścieżkę w prawo pod Wilczyniec. Minąwszy to wzniesienie podchodzimy pod Pasiecznik, za którym postawiono bacówkę.



Zbocze nad Przełęczą Puchaczówka to doskonały punkt widokowy, zarazem świetne miejsce na odpoczynek.



Trudno oprzeć się krajobrazowi wyższych partii Masywu Śnieżnika i południowych rubieży Krowiarek – z Czarną Górą i Suchoniem.

Na zachód od Przełęczy Puchaczówka mapa pokazuje wieś o nazwie Biała Woda – wieś, której nie ma, choć są jeszcze ludzie, którzy ją pamiętają i wspominają jej dzieje (http://www.mochowie.pl/Jurek/niemcypolska.pdf ). Przeglądając galerię, łatwo sobie wyobrazić te – dziś wyludnione – tereny sto lat temu (http://dolny-slask.org.pl/3736271,foto.html?idEntity=504555). Schodząc z Puchaczówki, można złapać żółty szlak wiodący na Skowronią Górę i przejść się po innych dawnych osadach: Marcinkowie (od XIV i XV wieku we wsi funkcjonowały huta szkła i kopalnia m.in. pirytu i galeny) i Czatkowie, jego kolonii, oraz Rogóżce (od XIX wieku do 1997 roku użytkowano tam kamieniołom). Dziś we wsiach widoczne są jeszcze szczątki fundamentów gospodarstw pruskich, a w Marcinkowie także ruiny kościoła p.w. św. Marcina. Tu i ówdzie słychać, że gmina Stronie Śląskie wystawiła Rogóżkę (blisko 100 ha, w tym 30 ha lasu) na sprzedaż.
Czerwony szlak prowadzi jednak w przeciwną (aniżeli żółty) stronę – na Czarną Górę. Podejście z niewielkiego parkingu przy drodze nr 392 – z wysokości 897 m n.p.m. – na szczyt (1205 m) jest strome i dość wymagające, choć nawet z dużymi plecakami można pokonać je znacznie szybciej niż sugeruje mapa. Nagrodą za wysiłek będzie bajeczna panorama z drewnianej wieży na Czarnej Górze.



Tego dnia co prawda powietrze nie było przejrzyste, a wieczór zapowiadał się burzowo, zachowywaliśmy więc tempo wędrówki.



Tuż za Jaworową Kopą i Przełęczą Żmijowa Polana wchodzi się na długi, przypominający Karkonosze – nie tylko przez Mariańskie Skały, budzące skojarzenia ze Słonecznikiem czy Śląskimi Kamieniami – i widokowy grzbiet Żmijowca (w najwyższym punkcie osiąga on
1153 m n.p.m.). Warto wtrącić, że zaznaczone na mapach wiaty na Żmijowcu to jedynie stoły z ławkami – kto spodziewa się po nich schronienia przed deszczem czy burzą, będzie zawiedziony.



Po niespełna półgodzinnym marszu z Przełęczy Śnieżnickiej meldujemy się w śnieżnickim schronisku. Orłowicz omija sam szczyt Śnieżnika, nie ma jednak powodu odmawiać sobie wejścia na jedną z najładniejszych gór, a zarazem jeden z najciekawszych punktów obserwacyjnych w Sudetach.



Na wierzchołku napotykamy pozostałości potężnej kamiennej wieży widokowej im. cesarza Wilhelma I (jej wysokość wynosiła
33,5 m) zbudowanej w latach 1895-1899, zburzonej decyzją władz w 1973 roku w dość niejasnych okolicznościach, oficjalnie z powodu złego stanu technicznego obiektu.



Schronisko PTTK Na Śnieżku przywitało nas pokojem z widokiem na Czarną Górę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz